Wycieczka była przelwowska :) znaczy się bardzo udana :) Na pewno pojedziemy tam jeszcze raz albo trzy :)
Na całe szczęście nie pojechaliśmy do Lwowa samochodem... Na ulicach Ukrainy panuje totalny chaos, nieład i w ogóle jest to rzecz trudna do opisania :P Jak powiedział nam pewien ukraiński taksówkarz zapytany o to na jakich zasadach funkcjonuje tu ruch uliczny: ,,Ktoo pierwszy tyn jeeedzie!" ;)
Ale! Golf dojechał dzielnie do Medyki i trzeba go za to pochwalić :)
Na początku mieliśmy małą przygodę z noclegiem.... Rezerwowaliśmy pokój dzień wcześniej telefonicznie :) i niby wszytsko było ok dopóki nie przyjechaliśmy na miejsce. Okazało się że Svobody 6/8 to cały budynek z 3 klatkami schodowymi :/, a do Pana nie można się dodzwonić :) ( później okazało się że wynajął już komuś innemu )
Na szczęści po zapukaniu w pierwsze lepsze dzrzwi ( które okazały się być kosmetycznym officem :) ) otworzyło nam 5 przemiłych kobiet które raz dwa znalazły nam hostelik na rynku i mało tego zaprowadziły do niego :) Ukraińska gościnność już w pierwszy dzień szczególnie spodobała się Pawłowi :)
Nasz hostel okazał się być partyzanckim pubem z pokojami na górze, a drzwi otworzył nam koleś ubrany w mundur z karabinem...
Każdy kto chciał do niego wejść musiał powiedzieć - Slawa Ukrajjjiiinie
i wypić 50wódki z metalowego kieliszka :)
Było miło.
Praca na Euro wrze :)
Wszystkie drogi prowadzą do Lwowa ;)
Na Pawle Opera nie zrobiła chyba większego wrażenia ;)
A w ogóle to nocowaliśmy w jakby to powiedzieć.... oryginalnym hostelu z pubem na dole...
Jedno jest pewne.. do Lwowa nie należy puszczać mężów samych ;)
Irlandczykom wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej..... :)
CDN......